Czy kiedykolwiek zastanawialiscie sie...?

Piszta co chceta
Awatar użytkownika
Ifrit
Junior
Junior
Posty: 20
Rejestracja: 12 marca 2005, 15:04

Czy kiedykolwiek zastanawialiscie sie...?

Post autor: Ifrit »

Wybaczcie za taki temat,ale jako ze wiekszosc osób tu piszacych ma kontakt z grami,chcialbym uslyszec wasze zdanie...
Tematem tym jaki chcialbym poruszyc jest "przejscie".Czy kiedykolwiek chcieliscie pojawic sie w swiecie jakiejs gry?Tak-to równiez inspiracja dzieki fabule Final FAntasy Tactics Advance....
Prawdopodobnie las rak pojawi sie ze strony fanów DragonBalla,ale czy kiedykolwiek zastanawialiscie sie nad pewnymi konsekwencjami takiego zajscia?Oczywiscie tutaj zapewne osoby grajace w wyscigówki wiele nie powiedza,bo jakby nie patrzec "swiat przedstawiony" jest ograniczony do aswaltu :roll: ...
Jednak zapewne wielu z was kiedys pomyslalo "fajnie byloby sie tam znalezc"... bo przeciez "tamte" swiaty sa tak kolorowe,tak magiczne,z taka rozwinieta technika......jak postapilibyscie na miejscu bohatera z FFTA ?Czy wrocilibyscie do swojego swiata majac okazje?Czy moze zostalibyscie "tam"?Co by wami kierowalo?Odczuwana samotnosc w tym swiecie? Czy moze szansa spelnienia swoich marzen które w tym swiecie nie sa realne?Jakie swiaty byscie wybrali?Czy bylibyscie w stanie ograniczyc sie do jednego?Czy moze chcielibyscie miec "uniwersalny klucz" i przechodzic dowlonie z jednego do drugiego? Czy chcielibyscie np. ubiegac sie o wzgledy waszych wirtualnych sympatii ? Czy chcielibyscie np. wyzwac kogos na pojedynek? I kim chcielibyscie zostac w takim swiecie?Takich pytan jest multum...czy kiedykolwiek zadawaliscie jes sobie?.............
Istniec to cos wiecej niz byc pomyslanym...
Awatar użytkownika
BzyRes
Administrator
Administrator
Posty: 2048
Rejestracja: 17 lutego 2003, 18:50

Post autor: BzyRes »

Temat niemal metafizyczny i bardzo ciekawy zarazem. Jeszcze chyba nie było żadnego z gatunku przemyśleń. Dobrze, że się pojawił. Chętnie na chwilę odpłynę.

Osobiście dzielę gry na dwie grupy. Te, w które się gra i te, które się przeżywa. Pierwszy odłam nie oznacza wcale tytułów złych. Wręcz przeciwnie - wezmę pod uwagę jedynie pozycje dobre, bardzo dobre, genialne i przełomowe. Na czym więc polega różnica? Pozwólcie, że posłużę się przykładem.

Dwie serie genialnych gier RPG. Final Fantasy i Baldur's Gate. Obydwie bardzo wysoko oceniane. Niejednokrotnie były grami roku w swoim gatunku i ogólnie.
BG oferuje znakomite przygody, ze znakomitą fabułą, nutką intrygi i masą ciekawych wątków. Wszystko okraszone sugestywną grafiką i piękną muzyką. Dla przeciętnego gracza - kilkadziesiąt godzin przepysznej zabawy w świecie fantasy.
Ukończyliśmy BG, gra była genialna - chcemy więcej. Podczas rozgrywki niejednokrotnie ulegliśmy zaskoczeniu i zaciekawieniu. I na tym kończą się odczucia. Dlaczego? Bo nie zdołaliśmy utożsamić z bohaterem. Nie poczuliśmy głębszej więzi, pewnie dlatego, że same przygody zawładnęły naszym umysłem w zbyt wielkim stopniu.

STOP. O czym w ogóle piszę? Uogólniając - BG to znakomita gra, do której powraca się myślami wielokrotnie, ale w sposób mało sugestywny. Pamiętamy przygody, pamiętamy, że były niezwykłe, ale nie odczuwamy niczego szczególnego. Czyste wspomnienia.

Co innego, jeśli podczas rozgrywki zdołamy wejść w skórę jednego lub kilku bohaterów. Wbrew pozorom jest to możliwe. Weźmy takie FF7, dla jaśniejszego przykładu. Jest (była) sobie Aeris. Do momentu, w którym zginęła nie wyróżniała się szczególnie z podróżującej "paczki". Nadszedł jednak moment, w którym Sephiroth postanowił wypróbować na niej jakość swojej Masamune. Aeris wyzionęła ducha w dłuższym mgnieniu oka, ja siedziałem nie mogąc dojść do siebie, mimo że cała scena była mi już znana. Zapewne zadziałał sposób przedstawienia, ale nie o tym chciałem.
W tym oto momencie gracz nie jest tylko graczem. Jest graczem, Cloudem i resztą ekipy. Do głowy przychodzą różne myśli. Graczem targa istna burza emocji, by w końcu pojawił się nowy cel. Najpierw opłakać 'dziewczynę od kwiatków", a później ją pomścić w najlepszym możliwym stylu. Nie wiem jak Wy, ale ja dosyć silnie odczułem ten sugestywny moment. To był istny cios wymierzony w moje dotychczasowe przekonania. W grze pojawił się nowy element - prawdziwe uczucie; nie wirtualne, będące zlepkiem literek, tylko najprawdziwsze ludzkie uczucie.

Do czego piję? Otóż gry pierwszej, wyodrębnionej przeze mnie grupy są tytułami, które stawiam na równi z dobrą książką. Przeczytać (zagrać) i mile wspomniać. Szpile drugiego odłamu to coś znacznie lepszego. Stymulują (ale jakże prawdziwie) emocje - złe i dobre, co jest niebywałe, jeśli wziąść pod uwagę, że tytuł, który katujemy z zapartym tchem jest tylko kawałkiem kodu. Życie w życiu, paradoksalnie - nie wirtualne. Tak bym to określił.

Powracając do sedna tematu. Chciałbym się skupić na tytułach, które były dla mnie czymś więcej niż tylko grą - były przeżyciem (nie, nie chodzi mi o survival). Uważam, że są one najbardziej wartościowe, gdyż oferują coś więcej poza znakomitą rozrywką. Ośmielę się stwierdzić, że zmieniają ludzi.

Na pierwszy ogień idą RPGi.

* FF7, FF8, FF9, Chrono Trigger

Bardzo, ale to bardzo chciałbym się znaleźć w świecie wyżej wymienionych gier. Zostać Cloudem i pomścić Aeris (że już o podrywaniu cycatej Tify nie wspomnę). Założyć mundurek Seed'ów i poczuć to, co czuł Squall podczas ósmej fantazji. Może i postać była udziwniona i do bólu egocentryczna, ale czasami chciałbym znaleźć się w ciele takiego zimnego, zamkniętego w sobie 'drania'. Ot, dla małej odmiany od cukierkowatego życia, w którym dobrze jest się stale uśmiechać, bo inaczej powiedzą ci, że jesteś gburem (tak, jak było w moim przypadku :]).
Dla urozmaicenia sytuacji powiem, że chciałbym stać się na jakiś czas czarnym magiem, poszukującym sensu życia, gdyż taka odmiana filozofii jest bardzo ciekawa mimo absurdalnego charakteru.
Cóż, zawsze kręcił mnie motyw podróży w czasie. Crono a.k.a. BzyRes, czyż nie brzmi cudownie? Skoczyć kilka lat do przodu i usłyszeć od własnej sąsiadki, że jest się już tylko wspomnieniem. To musi być niespotykane uczucie, a że jestem otwarty na wszelkie nowe doznania, to świat CT byłby dla mnie idealnym 'miejscem' do nietuznikowej egzystencji. Czy chciałbym wracać do rzeczywistości? Nie sądzę - zbyt wiele ciekawych rzeczy mogłoby mnie ominąć :].

A teraz coś z innej beczki. Przeżycie w dosłownej, brutalnej formie. Tak jest - survival horror'y.

* Resident Evil, Parasite Eve, Silent Hill

Genialnym rozwiązaniem byłoby obudzić się gdzieś w środku Racoon City, najlepiej we wnętrzu karetki, która z niewiadomych przyczyn uległa wypadkowi. Wyleźć, spojrzeć i oniemieć. "Co się tu dzieje, do jasnej cholery?!". O, tak! Nie ma to jak mocne uderzenie, zaraz po anielskim śnie. Zupełna dezorientacja i jedyna myśl - "Muszę, kurde bele, wyjść z tego cało. Będzie mały problem, bo gania mnie stado charczących zombiaków, a wszelkie środki lokomocji nie działają. Ale muszę przeżyć, muszę sobie poradzić!". Czyż to nie jest piękne? Owszem, można stracić życie, ale dla takiej ilości adrenaliny i zwierzęcych emocji chyba warto nadstawić karku. Przynajmniej wg. mnie :]. Skoro codziennie ryzykuję życie przechodząc po pasach, bo jakaś baba spieszy się do pracy i nie zwraca uwagi na przechodniów, to dlaczego nie miałbym znaleźć się w centrum wydarzeń i w nieco inny sposób zawalczyć o życie?

Niejaka Aya Brea nie miała łatwej egzystencji. Z niewiadomych przyczyn posiadła dziwne moce i ciągle mówiono jej o jakimś pasożycie. Będąc agentką FBI nigdy nie natrafiła na przyjemną sprawę gwłciciela dzieci, czy seryjnego zabójcy. Zwykle 'akcja' wiązała się z walką przeciwko sobie i czemuś. Taka miła odmiana.
Tak, chciałbym zostać śliczną agentką i poznęcac się nad własnymi słabościami, rozwiązując przy tym problem pewnego 'najeźdźcy'. Zawsze chciałem się przekonać, jak to jest być niepozorną kobietą o niezwykle silnej woli i ukrytych mocach. Ahh... Śledztwo pełne zaskakujących wydarzeń - to jest to. Żyć, nie umierać.

Schiza. Albo inaczej. Trip bez użycia dragów i zupełna dezorientacja. To właśnie odczuwałem jako Harry Mason, zwiedzając urocze Silent Hill. Że niby zimno było, wieczorami miasteczko zamieniało się w masarnię? Eee tam. Ważne, że umysł mimowolnie szukał racjonalnych rozwiązań, co jednak nie było możliwe z racji na szczególną sytuacje. Dwa wymiary, coś_gdzieś_tam i ja sam z latarką, kawałkiem mapy i scyzorykiem. Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, ale wiem jedno. To co się TUTAJ dzieje jest piękne, bo nigdy wcześniej tego nie spotkałem, nawet wtedy, kiedy silnymi medykamentami leczono moją schizofrenię w pokoiku z miekkimi ścianami. Aha, i miałem córkę. A może i nie, sam nie wiem...
Ups, za bardzo się wczułem. Muszę przyznać, że chciałbym na dobre zamieszkać w Silent Hill. Niezwykłe jest to miejsce, co do tego chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości. Tyle w nim klimatu i nieziemskiej inntrygi, że aż chce się bliżej zapoznać z małomiasteczkową schizą. Jak dla mnie bomba i jeden cel - odejść i nie wracać :>.

Tyle na dzisiaj. Co prawda poruszyłem niewiele kwestii, o których była mowa, ale lepiej będzie, żeby w międzyczasie wypowiedziały się inne osoby. Nie ma to jak solidny punkt odniesienia, chociażby czyjeś odczucia.
Gratuluję świetnego tematu, mam nadzieję, że znajdą sie chętni na sugestywny odlot. Tym bardziej, że nie trzeba sobie zdrowia psuć, a 'usługa' jest całkowicie darmowa :].
Ostatnio zmieniony 13 marca 2005, 23:48 przez BzyRes, łącznie zmieniany 1 raz.
winter_mute
TROLOŻERCA
TROLOŻERCA
Posty: 5248
Rejestracja: 04 września 2002, 12:21
Kontakt:

Post autor: winter_mute »

A ja chciałbym być masażystą zawodników biorących udział w turnieju prezentowanym w grze „Rumble Rosse” – no co, jestem tylko facetem...

... a tak na serio. Powiem szczerze, że mało jest gier, które wywarły na mnie piorunujące wrażenie, którym zarówno pod względem fabularnym, jak i samego wykonania nie mógłbym nic zarzucić. Gier, które po prostu „kocham”. Dziwne słowo i zdawałoby się nie na miejscu, bo jak można mówić o miłości mając na myśli nieożywiony, ba nawet niematerialny twór jakim jest gra. Ale jednak coś w tym jest... bo akurat w moim przypadku uczucia do gier występują podobnie jak w związkach międzyludzkich na zasadzie partnerstwa. Otóż najbardziej cenię sobie tytuły, które oprócz dawki miodu, ładnej grafiki czy linii fabularnej dają graczowi (w tym przypadku mnie) pewną dawkę uczuć rodzących się i ewoluujących w czasie przechodzenia danego tytułu. Czasami jest to zauroczenie – ach jak ja się zabujałem w Rinoi podczas sceny balu, czasem smutek – toż to się prawie poryczałem jak zginęła Aeris, czasem jest też śmiech i wzruszenie – od niepamiętnych czasów nie uśmiałem się jak podczas oglądania najnowszych przygód BabeEater`a, już nie wspomnę jak zmienił się mój nastrój gdy na końcu wyjawiono motywy kierujące szefową.

Tak czy owak, jeśli zastanawiałbym się w jakich grach chciałbym się znaleźć, z pewnością były by to moje ukochane szpile :) Ze starszych gierek niekwestionowanie Final Fantasy 7, z nowszych tytułów Metal Gear Solid: Snake Eater. Konsekwencje wyboru się nie liczą, liczą się tylko uczucia :mrgreen:
2BII!2B
Awatar użytkownika
Bati
Moderator
Moderator
Posty: 319
Rejestracja: 10 lutego 2003, 20:40

Post autor: Bati »

Uważam że grając w jakąkolwiek grę która chociażby w jednym momencie sprawi że się przesraszymy, bądź ucieszymy (nie tyle ze zdobytej ilości punktów lecz z wykonanego ZADANIA) lub jesteśmy zdenervovani (nie z powodu porażki, a przez to co dzieje się z bohaterem np fabuła tak się rozwinęła że utraciłeś jakąś zdolność/broń cokolwiek).. utożsamiamy się z bohaterem... bo niby czemu mielibyśmy okazywac jakieś uczucia w innym przypadku ?? gdybyśmy nie byli "w grze" pomyślelibyśmy.... "tak wyszło no ... gram dalej bez tego/z tym" lub "o zaatakował mnie potwór... fajnie ... " lol mało jest gier w których kierujemy jakimś bohaterem i się z nim nie utożsamiamy ... (bo wiadomo że się nie utożsaminy np z Pionkami na szachownicy ;D) ale w sumie temat nie jest o tym czy się utożsamiamy czy nie... a o tym czy chcemy tam być... ja owszem chce przebywać w świecie gry... ale tylko kiedy w nią gram... czasami jest tak że chce grać cały czas.. aż do upadłego (tak Bzy... grałem w RPG i nie mogełem się oderwać ;D) żadko mi się to zdarza .. ale jednak ... napewno nie chciałbym zamienić prawdziwego życia na to z gry ... chyba że wymyślono by gre symulującą życie... które możesz sobie odgórnie "ułożyć" ... gra to określona fabuła... nic pozatym ... jeżeli chciałbyś być w grze cały czas, to gra musiałaby być ciągle rozszerzana przez Twoją wyobraźnie... Jestem raczej realistą i pesymistą... więc nie robie sobie nadziei że życie będzie bajką/grą .. . bo to niestety się nie spełni. Gry własnie sa poto aby umożliwić Ci wcielenie się w postać... więc poco chcesz wchodzić w gre skoro już w niej jesteś ?
And remember, the respect is everything }:->
I am watching U.

PAN RURA
Awatar użytkownika
BzyRes
Administrator
Administrator
Posty: 2048
Rejestracja: 17 lutego 2003, 18:50

Post autor: BzyRes »

A ja chciałbym być masażystą zawodników biorących udział w turnieju prezentowanym w grze „Rumble Rosse” – no co, jestem tylko facetem...
A ja bym wolał być częścią garderoby, ale to już kwestia gustu :].
e starszych gierek (...), z nowszych tytułów Metal Gear Solid: Snake Eater.
Huh, w_m jako wielbiciel i wytrawny znawca kuchni polowej. Interesujące ;].
Uważam że grając w jakąkolwiek grę która chociażby w jednym momencie sprawi że się przesraszymy, bądź ucieszymy (...) lub jesteśmy zdenervovani (...) utożsamiamy się z bohaterem... bo niby czemu mielibyśmy okazywac jakieś uczucia w innym przypadku ??
Eee tam, gadasz... Jeśli mówię - utożsamiam się - mam na myśli postawienie się w sytuacji danego bohatera i po części przejęcie jego sposobu myślenia.
Przechodząc kolejny level a Pac-Man'ie nie jestem syty z powodu pożartych 'kuleczek', tylko usatysfakcjonowany, bo ukończyłem kolejny etap.
Kiedy dostaję po mordzie od oponenta w Tekken'ie, to nie utożsamiam się bohaterem, bo niby jak? Mam poczuć jego złość, skoro on nie czuje nic oprócz zamroczenia? Złość i zdenerowanie może poczuć gracz jedynie wtedy kiedy nie utożsami się z bohaterem bijatyki. Co innego kiedy obejrzy (zaskakujące? wzruszające?) zakończenie. Czujesz różnicę?
gra to określona fabuła... nic pozatym ... jeżeli chciałbyś być w grze cały czas, to gra musiałaby być ciągle rozszerzana przez Twoją wyobraźnie.
Temat niejako wymusza absurdalne myślenie, ale...
Jestem raczej realistą i pesymistą... więc nie robie sobie nadziei że życie będzie bajką/grą .. . bo to niestety się nie spełni. Gry własnie sa poto aby umożliwić Ci wcielenie się w postać... więc poco chcesz wchodzić w gre skoro już w niej jesteś ?
...został założony po to, by w pewien sposób odlecieć ;P (przynajmniej IMO ;]).
Awatar użytkownika
Ifrit
Junior
Junior
Posty: 20
Rejestracja: 12 marca 2005, 15:04

Post autor: Ifrit »

Bati-kto powiedzial ze dana gra bedzie podtrzymywana Twoja swiadomoscia?To ze TAM bedziesz nie musi dawac Ci prawa do tego aby byc panem sytuacji i swiata "zewnetrzego"...Ty robisz swoje a swiat swoje...

winter_mute...musisz byc albo niepoprawnym romantykiem,albo totalnym swirem aby nie myslec o konsekwencjach :)

BzyRes...ciekawie powiedziane.... "zmieniaja ludzi"...zauwazyliscie ze w obecnych czasach taka np. fabula gry FF7 ma wiekszy wplyw na czlowieka niz realna osoba?Utozsamiamy sie z ideologia bohaterów,z ich droga zycia,z ich filozofia...czy w takim razie mozna tu ciagle mówic o "bycie wirtualnym"?Skoro ma on realny oddzwiek w naszej psychice,skoro jest w stanie wplynac na nasz swiatopoglad-to czy nie jest to tak jak osobiste spotkanie?Przeciez obecnie o wiele latwiej jest znalezc autorytet w postaci bohatera gry niz szukac realnego...a przeciez to autorytety przez nas ustanawiane maja na nas najwiekszy wplyw...swoja droga to niesie za soba mase zagrozen,ale to juz chyba inny temat.
Podsumowujac ta wypowiedz i nawiazujac do tematu... czy my przypadkiem nie bylismy tam juz?Czy aby nie przezylismy juz paru/nastu/set dni w "swiecie kodu"?
Istniec to cos wiecej niz byc pomyslanym...
Awatar użytkownika
Bati
Moderator
Moderator
Posty: 319
Rejestracja: 10 lutego 2003, 20:40

Post autor: Bati »

Bzy, Nie chodzi mi o sytość itp ... (sytość to chyba nie Uczucie ;) ) jeżeli odczówasz coś DLATEGO ŻE coś się stało z bohaterem którym kierujesz.. to już się z nim utożsamiasz..
Nie chodzi mi o uczucie np złości kiedy przegrywasz i myślisz że musisz grać od nowa... tylko o sam fakt tego że coś się stało ... w jakiejkolwwiek grze sie przestraszysz tylko dlatego bo nie chcesz żeby Twój bohater został zaatakowany itp itd.. wiesz że to się stanie.. ale itak się boisz... zazwyczaj kiedy jesteśmy na coś przygotowani i wiemy że nie sprawia nam o realnego zagrożenia to sie nie boimy... a tu zonk ;D
Jęzli gra nie będzie podtrzymywana świadomością/wyobraźnią to przecież kiedyś się skończy... jeżeli chcesz wejść do gry to chyba poto aby przeżywać to co bohaterzy.. czyli iść za fabułą... chcesz rozwiązywać zagadki itp itd... ale co kiedy gra się skończy ?? nie będzie więcej zagadek .. bossów itp itd ?? i wszyscy żyją długo i szczęśliwie ?? ... tylko że Ty już żyć nie będziesz... Game Over....
And remember, the respect is everything }:->
I am watching U.

PAN RURA
Awatar użytkownika
Ifrit
Junior
Junior
Posty: 20
Rejestracja: 12 marca 2005, 15:04

Post autor: Ifrit »

Fabula gry nie nadaje sensu jego istnienia(tzn swiata).To tylko jakis fragment ogromnej calosci... koniec jednej przygody (czy fabuly pewnej gry) nie musi wcale oznaczac konca swiata...to tylko poczatek nowego nieodkrytego motywu.Tam prawdopodobnie obracala by sie egzystencja "graczy" czy tez inaczej "podrózników"...
Gdybysmy weszli w swiat PODCZAS znanej nam fabuly,mielibysmy na nia ogromny wplyw,co doprowadziloby zapewne do jej zmiany (chociazby motyw smierci Aeris,ilu by skoczylo miedzy nia a Sephirot'a? ) ...no i wogóle tez pytanie.....czy osoba wchodzaca w gre chciala by jej zmiany?
Istniec to cos wiecej niz byc pomyslanym...
Awatar użytkownika
BzyRes
Administrator
Administrator
Posty: 2048
Rejestracja: 17 lutego 2003, 18:50

Post autor: BzyRes »

Ifrit,
BzyRes...ciekawie powiedziane.... "zmieniaja ludzi"...zauwazyliscie ze w obecnych czasach taka np. fabula gry FF7 ma wiekszy wplyw na czlowieka niz realna osoba?
Nic w tym dziwnego, szczególnie w środowisku graczy. Miłośnik książki wzoruje się na bohaterze powieści. Wielbiciel filmu odczuwa oddziaływanie obrazu, który przed chwilą obejrzał. A gracz wtapia się w świat gry, z której czerpie informacje, wzorce i cały ten, cudowny feeling.
W obecnych czasach pojedyncza osoba nie może mieć wielkiego autorytetu, gdyż ten podupada ostatnimi laty, w każdej prawie dziedzinie. Gra jest zwykle łatwiejsza w odbiorze niż człowiek. Łatwiejsza i przede wszystkim bardziej dostępna. Stąd duży wpływ gier (fabuły, etc.) na myślenie człowieka.
.czy w takim razie mozna tu ciagle mówic o "bycie wirtualnym"
Niestety. Gra pozostaje grą, mającą jakiś wpływ na ludzkie odczucia. Inna sprawa, że "byt wirtualny", jak to określiłeś, potrafi wywołać prawdziwe, ludzkie emocje. Ale podobnie jest z filmem i książką. Rzecz dzieje się nie tylko na ekranie / monitorze / papierze, ale przede wszystkim w wyobraźni.
Podsumowujac ta wypowiedz i nawiazujac do tematu... czy my przypadkiem nie bylismy tam juz?Czy aby nie przezylismy juz paru/nastu/set dni w "swiecie kodu"?
Muszę Cię rozczarować. Nie żyliśmu w swiecie kodu, mimo że takie domysły może nam podsuwać wyobraźnia. Mózg człowieka został skonstruwany w ten sposób, żeby możliwe było myślenie abstrakcyjne. Przypuszczenie, jakoby człowiek wywodził się z wirtualnego świata jest tak samo prawdopodobne jak istnienie boga, życia po życiu, etc. Tak samo, czyli bardzo, albo wcale :].

Bati,
Bzy, Nie chodzi mi o sytość itp ... (sytość to chyba nie Uczucie ) jeżeli odczówasz coś DLATEGO ŻE coś się stało z bohaterem którym kierujesz.. to już się z nim utożsamiasz..
Podałem taki przykład, żebyś miał klarownie nakreślony problem.
w jakiejkolwwiek grze sie przestraszysz tylko dlatego bo nie chcesz żeby Twój bohater został zaatakowany itp itd..
Łażąc po rezydencji w Racoon City nie myślałem o tym, co stanie sie z bohaterem. Byłem skupiony na tym, co się dzieje na ekranie, a tym samym odczuwałem to, co on mógłby w danej chwili odczuwać (gdyby nie był kawałkiem kodu).
To JA nie chciałem zostać zaatakowanym, nie przejmując się zbytnio bohaterem. Kwestiwa wczucia się w sytuację :].
Jęzli gra nie będzie podtrzymywana świadomością/wyobraźnią to przecież kiedyś się skończy... jeżeli chcesz wejść do gry to chyba poto aby przeżywać to co bohaterzy.. czyli iść za fabułą... chcesz rozwiązywać zagadki itp itd... ale co kiedy gra się skończy ?? nie będzie więcej zagadek .. bossów itp itd ?? i wszyscy żyją długo i szczęśliwie ?? ... tylko że Ty już żyć nie będziesz... Game Over....
A od czego są sequele, subquesty, wątki poboczne, etc.? Jak już włażę do *świata* gry, to mam na niego bezpośredni wpływ i mogę go downolnie (w miarę środków i możliwości) kreować.

Ifrit,
...no i wogóle tez pytanie.....czy osoba wchodzaca w gre chciala by jej zmiany?
To już zależy od osoby :]. I od tego, w jakim stopniu nasze poczynania miałyby wpływ na dalszą egzystencję w świecie wirtualnym. Wspomniałeś o nadstawieniu karku za Aeris - wybierając taką ewentualność należałoby się liczyć z rychłą śmiercią. I sądzę, że niewielu zdecydowałoby się na ewentualność, która w konsekwencjach oznaczałaby wspomniany przez Bati'ego Game Over.

P.S. Take me to Your dealer!
Ostatnio zmieniony 14 marca 2005, 13:17 przez BzyRes, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Ifrit
Junior
Junior
Posty: 20
Rejestracja: 12 marca 2005, 15:04

Post autor: Ifrit »

W kwestii autorytetu to chyba równiez nalezy dodac ze np. poglady bohaterów beda STALE,takie same...tzn nie mówie tu o zmianach jakie zachodza podcas fabuly,ale juz np.po zakonczeniu gry.Jestesmy przekonani o tym ze to do czego doszedl bohater po przez doswiadczenia,to co razem z towarzyszami badz sam przezyl,bedzie niezmienne...niezachwiane.Mamy to kontrowersyjne poczucie bezpieczenstwa ze poglady tej postaci beda stalym filarem.O ile wogóle mozna odczuwac cos takiego jak "poczucie bespieczenstwa" do wirtualnej postaci...

BzyRes zanegowal inna forme istnienia "bytu wirtualnego".W filozofii bodajze nazywa sie to "byt intencjonalny"...tzn. to taki rodzaj bytu który swój fundament bytowy ma gdzies po za soba.Tzn nie moze istniec sam.Przykladem bytu realnego jest np.krzeslo,kamien,widelec...a byt intencjonalny to np. bohater ksiazki,filmu,ze juz o fantazjach erotycznych nie wspomne :roll: itd. Ci drudzy wymagaja naszej swiadomosci,potrzebuja NAS jako swoich nosników.Gdyby nie nasza pamiec o nich,gdyby nie nasza wyobraznia oni wogóle by nie istnieli.
Wiec tak naprawde my jako gracze dajemy tym bohaterom "dom"..miejsce do zamieszkania.Oddajemy im czesc naszej pamieci,oddajemy im czesc nas samych.A przeciez jako ze my jestesmy niezaprzeczalnie bytami realnymi (chyba ze nasz swiat to Matrix,lub chory RPG-wspólczuje kolesiowi który mna gra :) ),a skoro w nas równiez tkwia te postacie "wirtualne" to czy nie daje im to chocby najmniejszych praw do realnosci?

Co do "game over" .... :roll: no ale czy nie bylo by piekne i jakze szlachetne :wink: aby poswiecic sie w imie "wyzszych ideii",a moze nasze zycie nie zakonczyloby sie tak drastycznie i np zapadlibysmy w letarg,a reszta ekipy szukala by rozwiazania aby nas obudzic? :D To wlasnie swiat wyobrazni,bez ograniczen.Oczywiscie tu pozostaje pewien problem...tam gdzie jest miejsce na interpretacje jest równiez miejsce na nadinterpretacje :/
Istniec to cos wiecej niz byc pomyslanym...
ODPOWIEDZ